• Drogi czytelniku forum,

    Aby aktywnie korzystać z forum dołączając do dyskusji lub aby rozpocząć własną, potrzebujesz konta w grze. Następnie możesz ZAREJESTROWAĆ SIĘ TUTAJ!

Konkurs wiosenny

  • Rozpoczynający wątek DeletedUser626
  • Data rozpoczęcia
Status
Zamknięty.

DeletedUser626

Guest
EventLogo.png


Odrodzenie Feniksa trwa, wiosna budzi się do życia, Twoje miasto rozkwita! Wczoraj w trakcie wiosennego festiwalu spotkałeś/aś starych znajomych, ruszyliście razem na podbój nocnego miasta, jak za dawnych lat i... tyle wiemy.
Odpowiedz co się z Tobą działo tej szalonej, wiosennej nocy!

Zadanie:
Opowiedz historię zgodnie z powyższym opisem.

Nagroda: 50 Niebiańskich Esencji za każde poprawne zgłoszenie.

Zasady:
1. Należy zgłosić się w tym temacie umieszczając rozwiązanie zadania.
2. Historia powinna składać się z przynajmniej 150 słów.
3. Konkurs trwa do 09.04.2017 do 23:59.
4. Każdy Gracz zgłosić może się tylko raz.
5. Zgłoszenie nie może łamać zasad forum.
6. Podanie listy zwycięzców nastąpi w ciągu 5 dni od daty zakończenia konkursu.

Pozdrawiamy i życzymy powodzenia,
Wasz Elvenar Team

UWAGA: Wiadomości będą ukryte do czasu zakończenia konkursu.
 

Tosssti

Wędrowiec
"Odrodzenie Feniksa trwa, wiosna budzi się do życia, Twoje miasto rozkwita! Wczoraj w trakcie wiosennego festiwalu spotkałeś/aś starych znajomych, ruszyliście razem na podbój nocnego miasta, jak za dawnych lat i... "

... hmm czy to była jawa, czy sen? Nie wiem. Wszystko pamiętam jak przez mgłę. Na początek poszliśmy z przyjaciółmi do Tawerny Wędrowca. Posililiśmy się trochę i poszliśmy nad Staw Wypoczynku. Z oddali usłyszeliśmy piękną a zarazem dziwną muzykę. Zaintrygowani udaliśmy się w jej kierunku. Muzyka doprowadziła nas do Wyroczni Starszego Smoka. Staliśmy oczarowani pięknem melodii, ale mąciła nam ona w głowach i mieszała zmysły. Widzieliśmy dziwne obrazy, byliśmy świadkami bitew, piekielni kapłani odprawiali obrzydliwe rytuały, przed nami wznoszono majestatyczne świątynie i wielkie budowle. Najstraszniejszy był widok elfów walczących ze smokami. Potem nastała ciemność. Gdy się ocknęłam był już poranek, obok leżeli moi przyjaciele. Nadal byliśmy nad Stawem Wypoczynku. Czy to nam się tylko śniło? Czy w Tawernie Wędrowca podali nam nieświeże jadło lub zatrute trunku? Kto to wie, co było jawą, a co snem? Gdy wszyscy się ockneli widziałam w ich oczach to samo zdziwienie. Do wieczora rozprawialiśmy o przeżytych wydarzeniach, ale nikt nie umiał powiedzieć, co tak naprawdę nam się przytrafiło.
 

DeletedUser1560

Guest
Bystrzak ziewnął szeroko. Po całym dniu spania wreszcie nadszedł wieczór i to w dodatku ten najbardziej szczególny- pierwszy wiosenny. Rozejrzał się wkoło i zobaczył jak z Rezydencji powoli wyłaniają się przecierając zaspane oczy kolejne Elfy. Każdy miał przewieszony przez ramię wielki kosz. „Auć!” Krzyknął Bystrzak, kiedy coś niebieskiego uderzyło go centralnie w głowę i zaryło w ziemię tuż obok. Trzymając się oburącz za najcenniejszą część swego ciała w oczekiwaniu na dalsze ciosy ledwo utrzymał się na nogach w tłumie, który rzucił się na to „coś” kłębiąc się, przepychając, pokrzykując i roztrącając koszami. „ Aaaale co się dzieje ?” zapytał niezbyt trzeźwo. Mały Elf, który widocznie biegł z daleka, bo nie zdążył dołączyć do kotłującej się masy ciał i koszy, zatrzymał się koło Bystrzaka . „ No to nie wiesz? To z nieba spadają prawdziwe esencje , a z nich można wyhodować wielkie jaja, a z nich wykluwają się - jak mawiają Mędrcy- przedziwne, magiczne przedmioty.” „Przedmioty? Magiczne?" zapytał wciąż oszołomiony Bystrzak. „No tak, przedmioty, ale też super budynki.. No i sam wiesz, każdy chciałby postawić sobie taki w ogródku”… mały Elf dodał ze smutkiem, oceniając swoje szanse na zdobycie esencji raczej miernie. „ Ach, chciałbym wykluć sobie takie lądowisko dla Super-Orków. Wiesz, jak się przydają w domu? Mogą odrabiać za ciebie zadania, sprzątać, a jak trzeba to nawet wlać komuś, kto … ( tu zerknął czujnie na Bystrzaka ) no wiesz, komuś, komu się to należy” Dokończył z wyczuwalną nadzieją w głosie. Bystrzak natychmiast przypomniał sobie kilka konkretnych imion, dla których wyklucie się Super-Orków miałoby głęboki sens pedagogiczny. „ No dobra, to Wiesz co ? Zrobimy tak – ty krzykniesz głośno – Oooo Tam spadła esencja! – i pobiegniesz w kierunku Ratusza, a ja korzystając z zamieszania wyrwę tę esencję, która spadła – jakby nie patrzeć- w moim ogrodzie. Co ty na to ?” Mały Elf spojrzał na niego z zachwytem . „ Wyglądasz na siłacza, który da sobie radę. A ja szybko biegam… damy radę!”. „Bystrzak”, pomyślał Bystrzak. Jak uzgodnili, tak też i zrobili. Większość Elfów pognała za Małym Elfem, a spod kotłujących się i zażarcie walczących pozostałych kliku Elfów Bystrzak szybko wyłuskał esencję. „ No to dziękuję za pomoc i żegnam z mojego ogrodu” szybko powiedział widząc gotowość niektórych z nich do rzucenia się na niego. Po niecałych trzech minutach Mały Elf był z powrotem. „Udało ....się … polecieli ...pod ...Ratusz” wydyszał zachwycony planem. Bystrzak spojrzał na niego z dumą, i wręczając mu esencję powiedział „ Nigdy nie lubiłem sprzątania. Masz, wyhoduj sobie Orków" . Ta wiosenna historia przeszła do Legend Elfów jako "Legenda o Dwóch Bystrzakach".
 

DeletedUser80

Guest
Idę sobie strudzony z pracy, myśląc że dobry to czas na uczczenie pierwszego dnia wiosny ale samemu to nieskoro.
Nagle z naprzeciwka idą dwie znajome facjaty. Dobre bogi mnie wysłuchały.
Toż to Krogulec i Pryszczaty, starzy kamraci od kielonka jeszcze z kawalerskich czasów.
Radość i szybka decyzja - idziemy do jakiejś zacnej karczmy uczcić to spotkanie.
Napatoczyła się tuz za rogiem, żaden z nas jeszcze w niej nie był więc decyzja była jednomyślna - tu zaczynamy.
Wystrój trochę dziwny, jakieś afrykańskie motywy, całkiem jak nie z naszej bajki ale co tam, jak już weszliśmy spróbować trza.
Usiedliśmy przy stole i wołamy na karczmarza.
Przydreptał jakiś konus o minie nietęgiej.
- Witam szanownych panów, cóż podać jaśnie państwu
- A podaj coś co masz najlepszego, dawno się nie widzieliśmy, trza to uczcić
- Może specjalność karczmy, w cały mieście tego nie dostaniecie, zapewni niezapomniane przeżycie
Wzbudziło to w nas niejasne obawy, ale co tam, raz się żyje
- Niech będzie, ino żywo
Karczmarz w te pędy obrócił w obie strony, jakby trunek na nas czekał, podał 3 kubki
- ale płatne z góry
Wysupłaliśmy z kiesek odpowiednią kwotę i przeżegnawszy się wypiliśmy do dna.
Faktycznie, było to niesamowite przeżycie, jakby ktoś walnął młotem od środka, że oczy wyszły na wierzch, a facjaty takiej zmiany dostały jakbyśmy maski diabła założyli z kolorowymi plamami.
Dobra, jeden taki wystarczy, idziemy dalej napić się czegoś uczciwego.
Zaraz po wyjściu z knajpy napatoczyły się dwie niewiasty które na nasz widok z piskiem uciekły jakby je szatan gonił. Niepokój nasz wzbudziły kolejne osoby które już z daleka przechodziły na drugą stronę ulicy odwracając z przerażeniem wzrok. Popatrzyliśmy na siebie, faktycznie twarze lekko zmienione ale da się przeżyć, porządna kolejka doprowadzi wszystko do normy. Na wszelki wypadek postanowiliśmy iść bocznymi uliczkami bo i psy zaczęły na nasz widok dziwnie wyć. Napatoczyliśmy się akurat na Kubę Rozpruwacza klęczącego nad jedną ze swych ofiar, gdy ten ujrzawszy nas z okrzykiem przerażenia uciekł zostawiając swą ofiarę żywą już nie dzwonki zadzwoniły w naszych głowach a zabiły dzwony - coś jest nie tak.
I wtedy do mnie dotarło co trzeba zrobić.
- Panowie, wracamy na drugiego
Popatrzyli na mnie z niedowierzaniem
- Musimy napić się drugiego, jeden na moją małżonkę to może być za mało.
Pokiwali smętnie głowami
- Wracamy, my też jesteśmy żonaci.
 

jakub357

Łucznik
Przysięgam na brodę Enara! A rzecz działa się tak szybko - nie wiem, co by było gdyby nie udało się nam okiełznać tych prastarych mocy...
- Opowiedz nam jeszcze raz! Zobacz, zewsząd zeszli się ludzie i elfy, ciekawi wysłuchać twych niezwykłych historii. - Ryknął donośnie rudawy Krasnolud z chciwym błyskiem szafirowych oczu, podparty brodą o swój kunsztownie zdobiony topór. Może nie okazał tego wprost, ale jego szeroki uśmiech zdradzał, że najbardziej interesował go fragment opowieści, mówiący o Jajach ze szczerego złota.
Upiłem duży łyk napitku, po czym odstawiłem drewniany kufel obok kamienia, na którym siedziałem; następnie wyciągnąłem garść błyszczącego Magicznego Pyłu z mojego skórzanego woreczka przy pasie i cisnąłem nim w środek gorącego ogniska, z którego natychmiast buchnął ogromny, skrzący się płomień, oświetlając nasze rozpalone twarze, pełne wyrazu żądzy przygód; i wtedy zacząłem swe bajanie słowami:
Była noc, a Unurskie gwiazdy mieniły się niczym tysiące różnych klejnotów. Wiosenny Księżyc pulsował wesoło srebrzystą łuną, a jego blask igrał z kolorowymi witrażami Rezydencji, rzucając barwne światła na Księgę Wiedzy, którą badałem. Księga była przekazywana z pokolenia na pokolenie i od wieków starano się zbadać jej znaczenie. Brakowało już tylko ostatniej Runy, aby odszyfrować prastare zaklęcie, które mogło dać ogromną moc i nieprzebrane bogactwa. Długo próbowałem zdobyć brakującą Runę, lecz ilekroć jakąś znajdowałem - okazywało się, że to nie ta; i ulegała zniszczeniu, stając się Uszkodzonym Odłamkiem. Odetchnąłem ciężko i postanowiłem wyjść na spacer.
Kiedy przechadzałem się po obrzeżach miasta, zobaczyłem coś niezwykle dziwnego. Biła od tego fioletowa poświata. Podszedłem bliżej, aby to zbadać i ujrzałem jakby skondensowaną Esencję, która spadła z Niebios. Nie wiedziałem czym była, ani skąd dokładnie pochodziła, ale czułem, że ma ogromną moc. Bałem się, lecz wiedziałem, że mam do czynienia z magią, bardzo starą magią, prawdopodobnie jeszcze z czasów Starej Religii. Nie byłem pewien, co powinienem zrobić; lecz wbrew wszelkiemu rozsądkowi czułem, że może ta Esencja wpłynie jakoś na Księgę Wiedzy, którą posiadam. Zapamiętałem miejsce tajemniczego obiektu i szybko pobiegłem do Rezydencji po Księgę, w powietrzu przeźroczystym skąpanym będąc. Księga Wiedzy była ogromna, więc nie sposób było ją ukryć pod fałdem peleryny - skupiałem na sobie wzrok wszystkich osadników; a mimo nocy, wąskie uliczki były przepełnione, ponieważ akurat trwał Festiwal Wiosny. Po drodze zaczepili mnie moi przyjaciele, zaciekawieni co takiego robię. Próbowałem ich jakoś zbyć, ale nie było wyboru, bo już biegli razem ze mną. Po chwili dobiegliśmy do miejsca, gdzie ostatnio widziałem Niebiańską Esencję. Była tam. Przykląkłem z Księgą nad Esencją, a wtedy poczułem jakby Księga zaczęła ją pochłaniać. Dało się czuć dziwne wibracje. Przez moment zrobiło się jasno jak w dzień i cała Esencja została wchłonięta. Następnie nie działo się nic, lecz potem Księżyc zrobił się krwawy, a chmury się skłębiły i również sczerwieniały szkarłatem. Nie zdążyłem się nawet zastanowić, co to oznacza, gdy nagle z nieba, tuż obok nas, spadło z hukiem coś ogromnego, ryjąc w ziemi lądując. Myślałem, że to meteor, lecz gdy podszedłem bliżej okazało się, że było to ogromne Jajo. W pewnej odległości od Jaja migotały fioletowe światełka - takie same, jakie znalazłem tego wieczoru. Światełka zaczęły się przybliżać i po chwili Jajo wchłonęło Niebiańską Esencję. Zrozumiałem wtedy, że Jajo potrzebuje Niebiańskiej Esencji - karmi się nią. Razem z przyjaciółmi zaczęliśmy szukać Esencji po obrzeżach miasta. Okazało się, że jest jej więcej. Zgromadzoną Esencję złożyliśmy przy Jaju, a ono po chwili ją wchłonęło, po czym zaczęło pękać i coś się z niego wykluwało... Ale wtedy ziemia się zawaliła, wpadliśmy do jaskini pełnej złota i żyjemy długo i szczęśliwie, bla la bla. Koniec bajki!

- Buuu! - zaczął oponować z grymasem Krasnolud, do którego od razu przyłączyła się reszta słuchaczy.
- Nie czas na bajki Krasnoludzie, przypomniało mi się właśnie, że czas oporządzić królestwo! - Podniosłem się z kamienia, a ogień błyskał mi w oczach - Zaraz zaczyna się turniej; czy słyszysz już trąby?
 

DeletedUser1213

Guest
Świat zamarł w bezruchu, mijamy setki istot nie dających oznak życia. Istnieje jedynie przestrzeń, wymiar czasowy został zredukowany do minimum. Wokół otacza nas świat realny, ale nasączony rozmaitymi efektami pertyfikacji i polimorfii. Humanoidzi i wszelkie istoty żywe zdają się trwać w dziwnym transie. Wypatrujemy więc szelestów i poruszeń, gdzieś niedaleko czai się zło i powinniśmy je unicestwić. Jak za dawnych lat. Światło jest najcenniejszym towarem. Odkąd wyczerpaliśmy wszelkie złoża surowców energetycznych, nocą, kiedy Słońce bezlitośnie chowa się za horyzontem, Pan zalewa Ziemię ciekłym azotem i wszystko hibernuje. To jedyna szansa żywych na przetrwanie. Doczekaliśmy czasów, w których informacja, czynnik ludzki i wszelkie kapitały mają mniejsze znaczenie od garści żywej energii niezbędnej do życia planety. W misji zwykle pomagają nam rozmaite zdolności moich towarzyszy. Na nic zda się jednak infrawizja, kiedy polujemy na zimnokrwistych. Istoty ciepłokrwiste emitują fale cieplne, które odbiera mój zmysł wzroku. Nie reaguje on jednak na nieumarłych. Ich bliskość uświadamia tylko poziom natężenia niepokoju i strachu. Idziemy bezszelestnie, wykorzystując umiejętność krycia się w cieniu. Jesteśmy niemal niewidzialni. Dodatkowym atutem jest to, że ofiara się nas nie spodziewa, chyba. Przerażająca cisza nie pozwala mi zebrać myśli. Kocham hałas. Mijamy budynki, drzewa i współczesne dinozaury, coraz bliżej, bliżej. Słyszę jego myśli, czuję strach, jaki ogarnia go w obawie przed nami. Zaraz go dorwiemy i rozszarpiemy na strzępy. Nie ma tu dla niego miejsca. Jest nas wielu, jeżeli przegramy, przyjdą następni, nie ma dla niego ratunku ani wśród żywych, ani wśród ożywieńców. Co nas czeka, czy będzie stawiał opór?
 

DeletedUser1641

Guest
I było, jak zawsze, prawie, ale zacznijmy od samego początku. Postanowiliśmy, że pójdziemy utopić marzannę. W końcu skończyła się zima i przyszła długo oczekiwana wiosna. Festiwal trwał w najlepsze. Na scenie występował Zakon Feniksa. W powietrzu unosiło się mnóstwo piór i gryzącego dymu, a na ziemię spadały magiczne jajka, z fioletową esencją w środku. Zebraliśmy kilka do kieszeni i wymieniliśmy w pobliskiej karczmie na przyjemnie orzeźwiający napój "Nocny trunek". Tak zaopatrzeni udaliśmy się do portu. Usiedliśmy na brzegu pomostu. X wyciągnął z plecaka kukłę zrobioną w domu. Tym razem miała płomieniście, rude włosy, jak jego była dziewczyna. Y oblał ją jakąś sobie tylko znaną substancją, a ja podpaliłem lalkę. Cudownie płonęła unosząc się na wodzie. Trzymając w ręku butelkę od czasu do czasu wlewaliśmy jej zawartość do spragnionych trunku gardeł. W końcu ten napój był dostępny tylko ten jeden raz w ciągu roku. Patrzyliśmy z pewnym smutkiem, ale i z radością, jak marzanna znika z pola naszego widzenia. Gdy zamieniła się w czerwony punkcik wróciliśmy pod scenę, a tam ...
- To on! - Krzyknąłem trochę za głośno. Ten, którego imienia nie wypowiadamy od czasów ukończenia szkoły podstawowej. Podeszliśmy bliżej. Y podwinął rękawy, X poprawił okulary na nosie, a ja sprawdziłem czy mój tupecik mocno się trzyma na zbyt wcześnie wyłysiałej głowie.
- Jak śmiesz tutaj przychodzić?! - Krzyknęliśmy nie mal równocześnie. On nawet się nie poruszył. Co prawda muzyka była głośna, ale nie na tyle, aby nasze słowa nie dotarły do jego uszu.
- Do Ciebie mówię ughhh parszywy Orku. - Wrzasnął Y. Pociągnęliśmy po dwa łyki z trzeciej butelki "nocnego trunku". W głowie szumiało mi już dłuższą chwilę, ale teraz zaczęła mi dodatkowo ciążyć. On stał dalej nieruchomo. Co jest?! - głośno pomyślałem. X wybuchnął nagle głośnym śmiechem. Hahahahahahah!!!! To, to, to jest zwykła kuuuukłaaa. Hahahahahaah! Ale trzeba przyznać, że bardzo podobna do tego, którego imienia nie wypowiadamy od czasów szkoły podstawowej. Długo się nie zastanawialiśmy. X ją chwycił, Y oblał ją swoim płynem, a ja podpaliłem. Pech chciał, że pojawił się silny podmuch i manekin poleciał na scenę. Zakon Feniksa zniknął w płomieniach. Miasto spowiła gęsta mgła. Ze łzami w oczach staliśmy nieruchomo patrząc na to co dzieje się przed nami. Nasz ukochany zespół zmienił się w sporą stertę popiołu. Płakaliśmy, płakaliśmy jak małe dzieci, ale był to płacz krótki. Wszyscy zebrani przed sceną pouciekali w popłochu, gubiąc znalezione wcześniej jajka. Choć moment nie był stosowny, to jednak okazja była wyjątkowa. Zebraliśmy cały plecak X-a i odrobinę uradowani udaliśmy się do karczmy wymienić esencję na spory zapas "nocnego trunku". Znowu wycieczka do portu i spore dawki napoju wpadały do gardeł. Nie wiem, o której zasnęliśmy, ale obudził nas delikatny śpiew elfów. Słońce już wschodziło. Mgła zniknęła. Jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy na scenie powstały z popiołu Zakon Feniksa.
- Jak to możliwe?! - wrzasnąłem.
- Spójrz to nekromanci - odpowiedział X.
Spostrzegłem kątem oka postacie, o których mówił. I tak zaczęła się przygoda naszego życia, ale to już inna historia.

SamuelGordon
 
Status
Zamknięty.
Do góry