Miałem dokładnie taki przypadek 20 osób robi iglice na top a 5 nie, efekt dwie iglice na srebro brakło dosłownie 10 pkt do złota i teraz pytanie czy mam trzymać 5 osób czy te 20 które szybciej czy później odejdą do innego bractwa?
No widzisz, ja nie mam na to jednoznacznej odpowiedzi, bo to bardzo zależy od kontekstu, i to starałem się wyjaśnić.
Np. od tego czy te 5 osób całkowicie się obija, czy rzecz dotyczy tylko iglicy, a np. w turnieju robią po kilka-naście tys punktów?
Albo z czego wynika gorszy wynik tych graczy? Czy jeśli ktoś przez ostatnie 2 lata robił turniej w czołówce, a teraz jest zawalony robotą i nie może poświęcić czasu na grę to mam go traktować jak "darmozjada"?
To jak w firmie lepiej trzymać wydajnego pracownika czy może starego bo jest?
Tylko że bractwo to nie korpo, przynajmniej dla mnie. To jednak powinna być grupa ludzi, którzy jakoś sobie wzajemnie pomagają, wspierają się.
Tymczasem presja na wynik właśnie ten element funkcjonowania bractw coraz bardziej rozkłada.
W ogóle sposób organizacji bractw w tej grze koncertowo rozbija potencjał tego konstruktu.
W normalnym świecie "zespół" to grupa ludzi o
różnych umiejętnościach i atutach, a siłą zespołu jest właśnie ta różnorodność. Dobry zespół czy np. drużyna sportowa to nie jest kilku gości/ówek o tych samych cechach i umiejętnościach, ale właśnie przeciwnie - ten świetnie biega, tamten łapie, kolejny znów strzela - i dzięki temu że funkcjonują razem i współpracują ze sobą osiągają więcej niż gdyby zsumować "wyniki" każdego z osobna.
Dobrze to widać w grach RPG, gdzie gracze w drużynie też mają różne zadania i umiejętności - ten świetnie włada mieczem, tamten z kolei czaruje, inny znów ma świetne zdolności negocjacyjne albo potrafi leczyć.
Tutaj zaś wraz z kolejnymi rozwiązaniami następuje coraz większa unifikacja. Z punktu widzenia wyniku najlepiej by było mieć w bractwie 25
identycznych graczy, grających takim samym stylem i w taki sam sposób. Ktoś, kto nie wpasowuje się w ten szablon jest wyrzucany jako "nieprzydatny". Mnie się ten kierunek na przykład nie podoba, kojarzy mi się z peerelowskimi osiedlami takich samych bloków z tak samo urządzonymi mieszkaniami.
I serio większość bractw ma limity minimalne poniżej średniej na gracza np:
Wiesz, dla mnie to kwestia pewnego podejścia do gry. Ja chcę mieć w bractwie ludzi, którzy robią wysokie wyniki nie dlatego, że muszą, ale dlatego że chcą. W takim przypadku limit nie jest nikomu do szczęścia potrzebny, bo on i tak będzie zainteresowany tym, żeby robić więcej.
A jeśli jako arcymag będę chciał kogoś z bractwa usunąć, to mogę to zrobić bez odwoływania się do limitów, które w tym kontekście traktuję jako coś w rodzaju "d...chronu". W stylu: "no wiesz tak prywatnie to, bardzo cię lubię, ale nie robisz limitu to wypad"
No właśnie, czy to fair ze kilku ciągnie bractwo a reszta korzysta? Sam uważam ze jak ktoś ciągnie korzyści przez pół roku - rok (25-50 schematow i tony pw) i nadal wnosi tyle samo do bractwa co na początku to coś nie tak, czy warto trzymać czy może komuś innemu dać taka szanse?
Znowu zależy od tego jak podchodzi do tego bractwo i jaki jest powód. Mieliśmy taką sytuację, że jeden z graczy - wcześniej stanowiący jeden z filarów - zapowiedział, że przez jakiś czas nie będzie mógł grać. Wspólną decyzją całego bractwa było to, żeby go nie usuwać, choć wiedzieliśmy, że będzie "martwą duszą". Jeśli był chętny ktoś nowy, usuwaliśmy innych, którzy się obijali, ale jego trzymaliśmy nadal.
A mogliśmy podejść "jak w korpo" i go po prostu usunąć.
To kwestia pewnych wartości, które się wyznaje tudzież podejścia do ludzi, z którymi tworzy się zespół.
bractw z dobrymi wynikami przybywa, ale nie zmienia to faktu, że złoto za multi to nadal perełka w porównaniu ze schematem za 10 skrzyń w turnieju. Zupełnie inne poziomy. Czego? Gry, zabawy, obowiązku?
(...)
Po prostu margines na tych co mają trudność jest minimalny. To wąska ścieżka w porównaniu z 3-ma pasami autostrady prowadzącymi do schematu w turnieju.
No i sam sobie odpowiedziałeś na pytanie.
Dokładnie tak jest - iglica "zachęca" do postępującej unifikacji bractw. Najlepiej żeby wszyscy mieli takie same miasta, tak samo grali, takie same osiągali wyniki. Moim zdaniem
NIE o to chodzi w grze zespołowej.
Tak, ogólnie jest to jeden z trudniejszych elementów gry. Moim zdaniem do tego stopnia, że przynosi więcej strat niż korzyści.
Iglica jako taka nie jest trudna, tzn. nie wymaga jakichś szczególnych umiejętności czy treningu by ją robić. Problemem jest natomiast koszt, dla niektórych na tyle duży, że w ostatecznym rozrachunku jej opłacalność jest bardzo dyskusyjna.
Mam w bractwie takich graczy, którzy pod wpływem presji zaczęli się bardziej sprężać i robić iglicę wyżej, co nie przeszkadzało im - tuż po tym jak pierwszy raz zdobyliśmy złoto - powiedzieć "nie opłacało się".
I jestem to w stanie zrozumieć, bo i dla mnie - choć robię ten 3-ci poziom - opłacalność jest mocno dyskusyjna przynajmniej w tym sensie, że brak zespołowych profitów za 3-ci poziom nie wpłynąłby jakoś szczególnie na mój styl gry.
W tym przypadku faktycznie Arcymag może z pomocą magów zdziałać cuda.
W tym, to znaczy w konkretnie którym?
Wiesz, nieodmiennie zadziwia mnie i fascynuje jak często ludzie mylą swoje przypuszczenia z rzeczywistością a potem na podstawie tychże niesprawdzonych założeń uprawiają radosną twórczość i coraz bardziej odjechaną "poezję". Niewątpliwie szczerą i uprawianą w dobrej wierze, tyle że z braku solidnych podstaw zazwyczaj chybioną.
Z tego co widzę, zarówno Ty jak i Twoi szlachetni przedmówcy założyliście z góry, że ktoś kto "chce i się stara" będzie otwarty na współpracę czy chętny do nauki. Tymczasem ja akurat myślałem tu o dosyć konkretnych przypadkach w których oprócz tego że ktoś się starał i chciał (co było widać) jednocześnie był zamknięty na jakąkolwiek pomoc ze strony bractwa. (argumentując, że potrzebuje wszystko rozgryźć samodzielnie). W normalnych warunkach bym się cieszył (lubię tych, którzy starają się zrozumieć mechanikę gry, a nie lecą wyłącznie na poradnikach), ale np. czasem widać było, że ktoś kręci się w kółko. Jednocześnie ani nie powie z czym ma problem, ani nie skorzysta z sugestii podtykanych mu de facto pod nos. A przepraszam, przeczytał poradniki forumowe i wyszło mu, że aby robić iglicę
musi mieć gigantyczny zapas wzmocnień, inaczej nie warto się do tego nawet zabierać. Albo stosuje taktyki, które akurat w jego konfiguracji miasta bardziej mu szkodzą niż pomagają.
Tłumaczenia, że tak nie jest i próby wyjaśnienia dlaczego nie przyjmuje do wiadomości (nadal upiera się, by robić "po swojemu") utyka więc w połowie pierwszego poziomu (który można swobodnie zrobić
bez jakichkolwiek wzmocnień właściwie na każdym etapie rozwoju).
Widać, że się wykrwawia (bo przecież się stara), ale jednocześnie robi wszystko tak, by sobie zablokować możliwość pomocy.
Jakie cuda mogą tu zdziałać arcymag z magami? Bardzo chętnie posłucham, może się czegoś nauczę
Tylko nie mów mi, że dzięki ich abydkacji taki gracz zmieni swoje nastawienie